wtorek, 29 maja 2012

o szkalowaniu nas przed euro i Dniu Matki

Zastanawiam się dlaczego Polskę tak atakują na dwa tygodnie przed tym całym euro?! Wkurza mnie to, zwłaszcza okropne kłamstwa. Dwa dni temu Lwów nagle stał się byłą ofiarą Polaków - może tych dzieci, które go tak broniły, a dziś spoczywają na tamtejszym cmentarzu ? A wczoraj BBC nadało program o polskich, śmiertelnie niebezpiecznych kibicach i stadionach. I kto to mówi?! BBC nie widziało filmu "Hooligans" na faktach?? Co się do cholery dzieje?

Z przyjemniejszych rzeczy - w moim pierwszym Dniu Matki odkąd jestem Matką zostałam obdarowana obficie. Wieloma pięknymi uśmiechami Mateusza, kilkoma wybuchami płaczu i jednym wielkim parsknięciem we mnie zupką z buraczkami :D Mamo, dziękuję...dziś już wiem naprawdę za co.

Zapraszam na mojego nowego, tematycznego bloga. O dziwo nie o euro2012 :)
www.mamawracadoformy.blogspot.com

wtorek, 15 maja 2012

o powołaniu

To będzie krótkie rozważanie o różnych drogach odnajdywania powołania. Rozumiem, że nie wszyscy będą zainteresowani, obiecuję jakiś bardziej przyziemny wpis w przyszłym togodniu :)

Dawno temu, dziś wydaje mi się, że to była prehistoria, byłam na takich kilkudniowych rekolekcjach. Miały w nazwie "Filipa" :) nie pamiętam szczegółów. Pamiętam za to doskonale co mi wtedy Bóg powiedział (zrobił to najgłośniej jak do tej pory więc nie łatwo jest coś takiego zapomnieć):
"Nie martw się o przyszły kształt Twojego życia".
To zdanie towarzyszy mi przez całe dorosłe życie. Przypomina mi się za każdym razem gdy coś istotnego się w nim dzieje, co nie do końca sobie zaplanowałam. A sporo jest takich rzeczy. Począwszy od wyboru studiów, a skończywszy na dziecku. Ogólnie jestem osobą bardzo uporządkowaną, nie lubię jak mój plan choć trochę się zmienia. Ale musiałam nauczyć się zmieniać plany.
I tak zostałam żoną i matką, bezrobotnym biologiem, mieszkanką wsi w Polsce B ...
Kiedy patrzę na siebie z boku przychodzi mi na myśl słowo nieudacznik. Przecież mogłam zmienić studia, zdać maturę jeszcze raz by zdobyć więcej punktów (można próbować 5 lat!), potem mogłam zaczekać ze ślubem, wyjechać na erazmusa, pozwiedzać świat, dać się uwieźć jeszcze paru innym mężczyznom oprócz tego jednego. Mogłam szukać pracy w czasie studiów, wyjechać z Podkarpacia, nauczyć się tego hiszpańskiego, a nawet rosyjskiego. Mogłam wreszcie używać prezerwatyw zamiast próbować pojąć metodę objawowo-termiczną... Być kowalem swojego losu jednym słowem.
Mogłam, ale z jakichś powodów tego nie zrobiłam. I wiecie co? Świetnie się czuje w roli jaką przyszło mi pełnić. Jestem szczęśliwa.Kto wie czy jako guru polskiej biotechnologii lub zdobywca Mount Everestu byłabym równie szczęśliwa? Może właśnie w taki przekorny sposób Bóg wprowadził mnie na moją ścieżkę powołania, zaznaczając, żebym się o nic nie martwiła zanim jeszcze poważnie pomyślałam o przyszłości.

Moja siostra wybrała życie zakonne i to w zakonie misyjnym. Za kilka dni wyjeżdża do nowicjatu w Rzymie. Opowiadała na pożegnalnym spotkaniu jak to było z jej powołaniem. Mówiła o wewnętrznym nieustannym niepokoju, który odczuwała od kiedy pierwszy raz przyszedł jej taki sposób na życie do głowy i trwał aż do wyraźnego "Tak", które w końcu powiedziała Bogu. Pamiętam, że w tym okresie była często smutna, roztargniona, wiecznie płakała z byle powodu jak mi się wtedy wydawało. Spokój czuła jedynie w kościele. W naszym rodzinnym miasteczku są dwie parafie, fara na jednym końcu głównej drogi miasta i klasztor po drugiej stronie ( a nasz blok mniej więcej pośrodku :). Kiedy siostra wychodziła z mszy w farze i czuła wzbierający w niej niepokój i powracające rozterki szła prosto do drugiego kościoła i modliła się przed obrazem Matki Bożej Pocieszenia (później wybrała imię zakonne Consolata Marie od consolation-pocieszenie). W końcu zdecydowała i do dziś nie żałuje, czuje się szczęśliwa...na przykład myjąc bezdomnych ludzi.

Różnica polega na świadomym, jednorazowym wyborze mojej siostry, a milionami mniej świadomych, chaotycznych moich wyborów. Podobieństwo? Ostateczne zaufanie Bogu. No i spełnienie..choć o tym pewnie powinnam napisać za jakieś 20, 30 lat. Ufam, że pojawi się taki wpis na tym blogu :)