środa, 27 marca 2013

o cierpieniu

Marta! Namówiłaś mnie...

To czysty przypadek, że piszę post o cierpieniu w Wielkim Tygodniu. A może wcale nie? Podobno Przypadek to ksywa Ducha Świętego.
Od dwóch lat walczymy z chorobą nowotworową. Pisząc my mam na myśli całą moją rodzinę. A choroba dotknęła mojej mamy.
Obecnie jest w stanie agonalnym. I patrzę codziennie jak wygląda koniec. A śmierć nie nadchodzi. Mimo naszych modlitw.
Nie moge sobie tego wytłumaczyć, nie mogę zrozumieć dlaczego taka dobra, pobożna osoba, taka matka i żona, wierna i kochająca tak musi na koniec cierpieć. Czy to za swoje grzechy? Czy za moje może? A może to przykład dla kogoś? Nie mogę już patrzeć na to cierpienie. Grymas bulu i łzę w oku. Na spierzchnięte usta. Nie mogę już słuchać  morfinowego majaczenia, jęków, pożegnań, przeprosin nie wiadomo za co...

Zdecydowaliśmy , że mama będzie umierać w domu. Sami robimy zastrzyki, kroplówkę, zmieniamy pieluchy. Plus opieka domowego hospicjum. Na co dzień jest dużo pracy, dużo do ogarnięcia. Dom na głowie. Dziecko, praca,  zakupy, gotowanie, pranie, sprzątanie....jakoś się pcha do przodu. Ale kiedy klękam do modlitwy to tylko łzy do oczu napływają. I wściekła jestem, że modlitwa zamiast przynosić ukojenie to dodaje bólu.
Wczoraj przeczytałam artykuł o powadze smutku, o jego pożyteczności. Trochę mi ta lektura otworzyła oczy.
http://www.deon.pl/religia/wiara-i-spoleczenstwo/art,655,sprobujmy-porozmawiac-inaczej.html
"Tym, którzy mają w domach krzyże z Jezusem, proponuję powtórzenie gestu Jana Pawła II z Wielkiego Piątku, kiedy nie mógł już iść w drodze krzyżowej. Wtedy był tylko przytulony do krzyża. Zróbmy podobnie i nie wstydźmy się tego gestu. Co czujemy, kiedy Chrystus na krzyżu znajduje się w bliskości klatki piersiowej, ust i głowy? To jest właśnie Bóg. Z drewna, twardy, z gwoźdźmi. Jeśli chcesz poczuć Boga, to tak zrób. Niby to trochę prymitywne, ale to przecież jest bliskość."

Jakiś czas temu czytałam również książkę pani Glorii Polo "Od złudzenia do prawdy" o jej śmierci klinicznej, o tym co jest po drugiej stronie. O sądzie ostatecznym. Często teraz myślę o śmierci. Myślę, że jest piękna, że to początek czegoś pięknego, lepszego. Z drugiej strony  przychodzi też taka refleksja, że jeśli po całym życiu harówki i walki o duszę swoją i bliskich tak wygląda końcówka życia to to nie ma sensu, to ja nie mam siły... Trochę to sprzeczne z chrześcijaństwem. Może Bóg teraz do mnie głośno mówi a ja Go nie rozumiem. Może w krzyżu, w cierpiącym Jezusie, który jest w mojej mamie powinnam widzieć konkretne przesłanie. A może długo jeszcze niczego nie zrozumiem.