środa, 29 lutego 2012

o byciu mamą

Trochę się dziś pożalę, wybaczcie - będzie długo i nudno.
Bycie mamą... No łatwo nie jest.
Kiedy byłam w ciąży wiele czytałam o karmieniu, pielęgnacji i wychowywaniu niemowlęcia. Wydawało mi się, że jestem świetnie przygotowana...jak bardzo się pomyliłam nie macie pojęcia. To co wydawało się łatwe okazało się najtrudniejsze, a to co spędzało mi sen z powiek - ulubionym czasem spędzanym z synkiem.

Marzyłam na przykład o karmieniu piersią, a okazuje się, że muszę walczyć o każdy mililitr pokarmu, żeby choć troszkę mały dostał moich przeciwciał. W szpitalu po 3 dobach, po których w końcu pojawiła się siara mimo naturalnego porodu, spędziłam całą noc wpychając płaczącemu, głodnemu noworodkowi pierś do buzi, żeby nauczył się ssać. Po powrocie do domu tydzień czasu praktycznie wisiał na moich krwawiących sutkach i wciąż płakał (wtedy kupiłam smoczek, choć wcześniej myślałam głupia,że spokojnie poradzimy sobie bez takiej prymitywnej rzeczy). Na kontrolnej wizycie u pediatry okazało się, że nie rośnie. Szok! przecież bez przerwy jadł! No i zaczęłam dokarmiać sztucznym mlekiem, a swoje odciągałam laktatorem. Faktycznie 40ml z obu piersi - kto by się tym najadł? Dziś jedynie w środku nocy zaspany maluszek coś tam pociągnie bezpośrednio ode mnie, resztę butla. Na szczęście udało mi się sobie samej wytłumaczyć, że nie jestem przez to złą matką.

W dodatku Mateusz ma kolkę. Im starszy tym silniejsze bóle i głośniejszy krzyk. Czasem nie do zniesienia. Nic nie pomaga na dłużej - masaże, kładzenie na brzuszku, suszarka, ciepła kąpiel, espumisany itp, najdroższe na rynku mleko. Medycyna nie umie tego wyleczyć. Pozostaje łagodzenie objawów i czekanie..

I oczywiście nie mogę zająć się jedynie malutkim dzieckiem co by nowicjuszce sporo ułatwiło tylko muszą nałożyć się inne problemy, najlepiej wszystko na raz... Cieszyłam się, że zamieszkamy z rodzicami, bo dziadkowie to nieoceniona pomoc. Ale mama znów choruje, kolejne chemie wyniszczają do granic możliwości jej organizm, to straszne patrzeć na takie cierpienie własnej matki (typowej matki polki zresztą, zawsze silnej i na posterunku). Muszę więc zająć się domem. Gotowanie, sprzątanie, pranie, zakupy i mama jak drugie dziecko w krótkich przerwach kiedy nie jest akurat w szpitalu. Mąż w pracy po kilkanaście godzin na dobę. Jest jeszcze tata, który bardzo dużo pomaga choć też nie jest okazem zdrowia niestety i także wybiera się na oddział.
Strategicznie do tego podchodzę i daję radę, czasem padam na ryj jak to się mówi, ale powoli do przodu. Gdyby nie weekendy kiedy M spędza sporo czasu z synem i kołysanie małego na co dzień przez dziadka umarłabym z głodu. Mam też naprawdę mądrego męża, dzięki któremu nie siadła mi jeszcze psychika.

Na szczęście najgorsze początki minęły, człowiek się przyzwyczaja, nabiera wprawy, ogarnia to wszystko jakoś. I choć nie było czasu nawet na modlitwę to modliłam się płaczem po nocach, kiedy płakałam razem z dzieckiem. A potem gdy wreszcie mu ulżyło na chwilę i się do mnie uśmiechał to była największa nagroda i nic już nie bolało, nawet kręgosłup odpuszczał.

Dziś nawet się razem bawimy :) Mama zrobiła sama gołąbki na 3 dni hehe. A ja mam czas by zająć się sobą (w tym miejscu muszę powiedzieć - dziękuję Ci kochanie za Twoje poświęcenie). Byłam u ginekologa, fryzjera, na samotnym spacerze i krótkich zakupach. Zrzuciłam  13 ciążowych kilogramów i codziennie ćwiczę mięśnie brzucha.

To prawda, że praca uszlachetnia. Moje życie ma teraz większy sens, przynajmniej mam takie poczucie. Bycie mamą łatwe nie jest ale piękne - TAK!

9 komentarzy:

  1. Ciekawy wpis. Trzymam kciuki. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Mądry, szczery wpis. Powinna go przeczytać każda mama noworodka. Jesteś bardzo dzielna. Podziwiam Cię:)
    Serdecznie pozdrawiam i życzę dużo siły i wytrwałości. Uściski dla Maluszka:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo ładnie , sprawnie i prawdziwie napisane. Uważam to samo co Rodorek.
    Życzę Tobie zdrowia, cierpliwości i wszystkiego najlepszego przy okazji:)
    Pozdrowienia dla dziecka!
    Moje dziecko 15 lutego skończyło 18 lat.
    Vojtek

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajnie, że się w końcu odezwałaś. Nie było nudno, tylko szczerze. Trzymam kciuki, żebyś miała siłę, dawała radę i w końcu poczuła jakąś dłuższą radość i satysfakcję. Pozdrawiam serdecznie! :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Szczerość nie jest nudą. Miłość do dziecka niewątpliwie nadaje głębszy sens życiu i wzbogaca je :). Pozdrawiam i życzę wszystkiego najlepszego.
    Vehuan

    Pozukaj.bloog.pl

    OdpowiedzUsuń
  6. Oj, pamiętam jak na początku mojej matczynej kariery znajomy powiedział mi- Agnieszka nie przejmuj się - najgorsze jest pierwsze 18 lat. Miał trochę racji, ale powiem Ci w sekrecie - warty ten trud choćby jednego dziecięcego uśmiechu. Uściski dla maluszka- oby kolka szybko przeszła. Jesteś dzielna i tego się trzymaj. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Dobrze wiem o czym piszesz.... Bycie mamą we wszystkich poradnikach jest takie piękne... to wszystko wydaje się tak proste... ale zycie to weryfikuje... co do karmienia mlekiem modyfikowanym... przeżywałam to co ty... na początku z każda butelką czułam się jak wyrodna matka...ale przecież nic złego dziecku nie robię... wsparcie mojego Czarodzieja mi bardzo pomogło i teraz juz wiem, że to nawet jest czasem wygodniejsze... bo każde wyjście z domu jest zabezpieczone butelką i jak tylko Natalcia zechce zjeść na środku chodnika czy lasu to nie ma problemu :)

    co do kolek.... to niemieckie krople Sab simplex jest mocniejszy niż nasz polski espuimisan. Natalka też miała kolki i jak na noc podawała jej 10kropele sab simplex to spała spokojnie... Polecam i to w 1000% może nie jest tak tani, ale wart ceny.

    Każdego dnia będzie coraz lepiej... Pamiętaj, że oboje się poznajecie z Mateuszkiem... Powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Bo ty silną i dzielną Kobietą jesteś!

    OdpowiedzUsuń
  9. Fajny blog! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń