W końcu udało mi się zrealizować jeden z moich planów z głębokiego worka "odchudzam się całe życie"!
Nie wiem jakim cudem ale od października 2013 roku systematycznie uprawiam sport. Znalazłam wreszcie coś dla siebie, co sprawia mi ogromną radość, satysfakcję, daje rezultaty i nie nudzi po kilku próbach.
Aerobiku próbowałam już wiele razy, ale zawsze sama i w domu. Wiecie - włączam tv, wykonuje na pierwszym treningu wszystkie ćwiczenia, na drugim tylko te które lubię, na kolejnym dwa pierwsze, a następnego to już w ogóle nie ma. Spróbowałam więc w grupie i złapałam bakcyla! Trening trwa godzinę, prowadzony z profesjonalną trenerką tudzież trenerem. Zaczyna się od porządnej, stopniowo coraz cięższej rozgrzewki, później płynnie przechodzi do treningu aerobowego, następnie trochę ćwiczeń siłowych na dane partie mięśni w zależności od planu na dany dzień i kończy się przyjemnym stretchingiem by uniknąć kontuzji i zakwasów. Zajęcia są coraz bardziej rozbudowywane, coraz trudniejsze, ale dostosowywane konsekwentnie do budowanej kondycji i mięśni.
A okazuje się, że mam mnóstwo mięśni, których przez lata nie używałam hehe. Na początku było mi ciężko, ale choć nie należę do nieśmiałych głupio mi było siedzieć na ławce. Wytrwałam, nie przerwałam ćwiczeń, zwalniałam jedynie tempo kiedy już zionęłam wyczerpaniem i z sukcesem ukończyłam swoje pierwsze zajęcia. Potem było już tylko lepiej. Wystarczyły trzy treningi bym zdecydowała się pomiędzy nimi wyjść pobiegać. Ba! Dystans jaki pokonywałam z wielkim trudem,w dodatku po kilkumiesięcznej przerwie, przebiegłam z taką lekkością, że aż ..pobiegłam trochę dalej.
Czuję się świetnie, mam więcej energii i chęci do życia. Wiem, wiem straszne banały wypisuje..ale to naprawdę działa. Sama byłam zaskoczona. Ludzie pytają - co zrobiłaś, że tak świetnie wyglądasz?, ile schudłaś? A ja się tylko śmieje bo moja waga nie przerwanie wskazuje...ciii przecież wam nie powiem :)
I co najdziwniejsze nie zauważam u siebie efektu "a dziś to mogę sobie odpuścić" po którym zazwyczaj następuje dłuższa przerwa i zakończenie całego systematycznego działania w jakiejś dziedzinie. Co prawda na razie nie biegam, bo nie umiem po śniegu. Moje trasy wiejskie z nawiewami z pól nie zachęcają a wręcz odstraszają wizją złamanej kończyny dolnej. Więc odpuszczam do roztopów. Ale czekam z utęsknieniem na każdy dzień aerobikowy :) i nie opuszczam żadnego.
Żeby mi jeszcze ta dieta tudzież zdrowy styl odżywiania się wszedł w krew na dobre...ech
Albo przynajmniej (o zgrozo!) żebym umiała żyć bez słodyczy :D
Bardzo staram się schudnąć do maja. A o maju opowiem następnym razem.